sobota, 30 kwietnia 2016

Instynkty książkowe

Kac książkowy mnie dopadł.
Myślałam, że trochę potrwa.
Instynkty są jednak silniejsze.
O wiele silniejsze.


Skończyłam Pokolenie Ikea, obie części. Cud, miód i malinki. Wpadłam po uszy, więc wraz z przewróceniem ostatniej stronicy, poczułam lekką gorycz. Kac książkowy. Zawsze wpadnie na herbatkę, kiedy skończę wyjątkowo wciągającą książkę. I tutaj również, powoli czułam napływający wstręt do jakiejkolwiek nowej pozycji. Na samą myśl mnie mdliło. Bo to nie będzie TO. To będzie TYM dopiero wówczas, gdy autor wyda trzecią książkę. Panie Piotrze...

Ale nic to. Ból skutecznie uśmierza fakt, że autor ma przecież bloga, więc regularnie przyjmuję dawki jego słów. Cholernie dobrych i... wartościowych, bo to, czego się zdążyłam nauczyć, to moje.

W środę wpadłam do biblioteki oddać książkę Mamy. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła slalomu między regałami. Nie szukałam niczego konkretnego ze względu na powyższe. A kiedy Sówka nie szuka niczego konkretnego, to idzie na dział... jaki? Psychologia, rzecz jasna. Bo to nie są typowe książki - opowieści, fabuły, historie. To jest zwyczajne zdobywanie wiedzy naukowej. Kac tego nie obejmuje.
Więc wróciłam z Mową ciała.

W czwartek znowuż byłam w bibliotece, tym razem w towarzystwie Rodzicielki.
Oddałam z ciężkim bólem Pokolenie Ikea - Kobiety.

I tutaj taka dygresja.
Pani Bibliotekarka - nie lubię jej, to kluczowe - zapytała nas, o czym jest ta książka, gdyż cieszy się dużym zainteresowaniem, więc chce wiedzieć.
Aha.
Jesteś bibliotekarką.
Książka jest bestsellerem. Ojczystym, kurwa.
Do tego rozchwytywana.
A Ty nie wiesz, o czym jest.
Brawo Ty, wygrałaś dużego Chupa-Chupsa.

Idziemy z Rodzicielką w regały. Ona, standardowo, na dział z książkami o krajach arabskich. Ja stanęłam obok, czysto towarzysko. Okazało się, że mam przed sobą dział z nowościami. Więc dla zabicia czasu zaczęłam przeglądać. Moją uwagę przykuła Grzeczna dziewczynka. Ze względu na tytuł, jakżeby inaczej. Czytam opis :

Zawsze byłam grzeczną dziewczynką. Dobrze wychowaną i bardzo samotną. Prowadziłam poukładane życie, które coraz bardziej mnie nudziło. Marzyłam, by los napisał dla mnie nowy, bardziej pasjonujący scenariusz.
Powinnam uważać, czego sobie życzę. Zostałam uwięziona na kompletnym odludziu. Tak bardzo boję się mężczyzny, który mnie porwał. Wydaje się zupełnie nieprzewidywalny. 
Nawet jeśli rodzina zapłaci za mnie okup, on pewnie mnie zabije. 

Jakoś się w tej bibliotece gorąco zrobiło, uff...
Podaję Mamie książkę i szepczę przez zęby : BIERZ TO.

Instynkty są silniejsze niż kac książkowy.

piątek, 15 kwietnia 2016

living

Przyspieszyłam. W życiu.
Lusia mówi, że jestem rozchwytywana.
Ja twierdzę, że życie wreszcie mnie dopadło.
I dobrze.


A może to po prostu codzienny tryb życia. Ten naturalny. Powszedni. Zwlekanie się z łóżka rano, kawa i mycie zębów. Kontrola biletów w tramwaju. Papieros na przystanku (pardon, 15m od przystanku, bo inaczej mandat). Herbatka z klientem po masażu. Slalom gigant po sklepach z ciuchami. Odcisk na małym palcu, bo nowe buty. Obiad o 19:00, why not. Kolorowanka. Ucinanie metek z nowych ciuchów - ta satysfakcja! Jakiś tłuszczobójczy trening. Rozmowy z pokoleniem 2003 w czasie korków z angielskiego. Znużenie przed północą, ale jeszcze tylko jeden rozdział.

Banały.

Do niedawna mój dzień zaczynał się w południe, kończył zaś niemalże nad ranem. Zazwyczaj spędzany w czterech ścianach - przytulnych i bezpiecznych wprawdzie, ale co za dużo to niezdrowo. Te same obowiązki, te same czynności. Zero urozmaiceń. Rutyna.

Nie muszę mówić, który tryb funkcjonowania bardziej mi odpowiada.

piątek, 1 kwietnia 2016

Hu-huuu-hu

Hu-huuu-hu.
Witajcie w mych progach.
Dawno się nie czytaliśmy.
Tak, możecie mnie zabić.
Hu-huuu-hu.


Jakoś tu pusto, nie? Cóż, jakoś to było do przewidzenia.
Mogę spokojnie zacytować samą siebie sprzed niecałego roku (so close!).

Cześć, jestem Sówka i słynę z notorycznego usuwania postów. Dzieje się tak na skutek długich nieobecności, a te znowuż są wynikiem wszelakich zaburzeń funkcji życiowych,
z domieszką niesystematyczności oraz wątpliwości. 

No, pasuje doskonale. A tak bardziej na poważnie - coś mnie uwierało tutaj. Uwierał natłok słów, niekoniecznie sensownych. Nie czułam tego miejsca. Nie czułam, bo bywałam. A ja nie mogę bywać, ja muszę być, żeby coś miało wartość. Moja wina, moja bardzo wielka wina.

Zasadniczo, mam wątpliwości czy jestem w stanie nadal tutaj pisać. Czy potrzeba emocjonalnego ekshibicjonizmu wciąż we mnie jest czy to już tylko przyzwyczajenie. Dlatego spróbujemy po raz kolejny. Tym razem jednak - ostatni.

Wiem, moje poczynania tutaj to jakiś ponury żart. Stąd dzisiaj początek, w Prima Aprilis. Może się magicznie obróci w "na poważnie".

No, to do przeczytania.